Strój dnia!

Cieszę się, że w tym roku można poszaleć z kolorami; pomarańcz, róż, kobalt świetnie ożywiają nawet najnudniejszy strój. Czasami mam jednak ochotę powrócić do swoich ukochanych beżów i pudrowych odcieni różu, bo przecież nie zawsze chcemy skupiać na sobie uwagę innych. Ja czuję się w takim stroju bardzo swobodnie:)

                    

marynarka – Mohito (kolekcja 2011)

tunika – H&M (kupiona jakieś 4 lata temu, ale dobrze się trzyma:))

torebka i getry – River Island (getry z przeceny, torebka z najnowszej kolekcji)

buty – atmosphere (kupione na allegro rok temu)

 

Before I forget…

  

Chciałam Wam pokazać jaki strój miałam na uczelni, kiedy temperatura na zewnątrz przekraczała 25 stopni. Szkoła nie wymusza na nas dresscode'u, ale na pewno nie poszłabym do niej w kombinezonie, który prezentuje poniżej. Ważne żeby było schludnie i wygodnie:). Sukienkę kupiłam w Mohito ( jest z nowej kolekcji więc powinna być jeszcze dostępna), baletki w River Island a torebkę z Zary już doskonale znacie:). 

Przed szkołą i po szkole:)

Poniedziałkowa poranna kawa…

Nowy tydzień czas zacząć!

Przy okazji zachęcam Was do rozejrzenia się po H&M, doszły mnie słuchy, że od dziś może być tam parę przecenionych rzeczy:)

Co by tu zjeść przed telewizorem, czyli jak się pozbyć złych nawyków?

    Nic mnie tak nie cieszy, jak perspektywa spędzenia wieczoru przed telewizorem w towarzystwie czegoś pysznego.  Najchętniej jem wtedy coś konkretnego, ale wszyscy wiemy, że duże posiłki spożywane o późnej godzinie nie są dobrym rozwiązaniem dla naszego żołądka, więc staram się aby nie było to normą.

  Moją ulubioną przekąską zawsze były (o zgrozo!) chipsy (i to nie tylko w trakcie seansu filmowego). Dla mojej tuszy nie było to co prawda zbyt znaczące, ale to tylko uśpiło moją czujność i pozwoliło w spokoju delektować się najbardziej niezdrowym przysmakiem na świecie. Całe szczęście, w którymś momencie wyszły na jaw negatywne skutki mojego złego odżywiania i siłą rzeczy musiałam się nastawić na zmianę. 

  Nie jestem typem osoby, która z łatwością potrafi sobie czegoś odmówić, dlatego pierwsze moje próby niejedzenia chipsów i innych paskudnych przekąsek były zupełnie nieskuteczne. Postanowiłam więc wykorzystać odrobinę wiedzy zdobytej na studiach i wymyślić inny sposób, skoro moja silna wola w ogóle nie była silna.

1. Pierwszym krokiem było zdobycie jak największej ilości informacji o świństwach będących składem tego co jemy. Każdej z nas zależy na tym, żebyśmy były zdrowe. Spożywając przetworzone produkty dostarczamy naszemu organizmowi potężną dawkę konserwantów i poprawiaczy smaku, które mogą odkładać się w naszym ciele i po jakimś czasie skutkować poważnymi chorobami. Zainteresowałam się więc trochę bardziej tym tematem (dowiedziałam się na przykład, że według amerykańskich badań glutaminian sodu  może być przyczyną nowotworów).  

2. Kiedy już miałam świadomość tego, ile chemii znajduję się w niepozornej paczuszce, przeszłam do drugiego etapu – wyuczenia się niechęci do produktów zawierających niezdrowe składniki –  za każdym razem kiedy sięgałam po paczkę chipsów, zanim ją otwierałam dokładnie czytałam skład – odczuwałam lekki dyskomfort widząc wszystkie możliwe odmiany E, składniki raczej nie będące częścią ziemniaka kończące się na …gatory, oraz całe mnóstwo rzeczy "identycznych z czymś tam".

3. Na początku nic to nie dawało, chipsy pojawiały się w moim brzuchu tak samo szybko jak wcześniej, jednak za którymś razem,  podczas chrupania naszła mnie myśl: 

"Chyba faktycznie te chipsy są dosyć niezdrowe" co prawda zaraz potem pomyślałam  " Już je otworzyłam, więc zjem do końca" ale po zakończonej konsumpcji nie byłam już w tak błogim i beztroskim stanie jak zwykle…

Kolejnym razem, po przeczytaniu składu, ale jeszcze przed otwarciem paczki pomyślałam:

"Te chipsy nie smakowały mi ostatnio już tak dobrze, chyba zaczęli do nich dodawać jakieś dziwne rzeczy" (oczywiście w składzie nic się nie zmieniło, ale świadomość tego, co znajdowało się w moich ukochanych przekąskach zaczęła wpływać na odczuwanie smaku), tę paczkę oczywiście też otworzyłam, ale nie zjadłam jej do końca.

  Parę razy zdarzyło mi się zjeść tylko jednego chipsa (no może dwa) i odłożyć paczkę ze szczerym niesmakiem. W końcu  dotarłam do momentu, w którym nie otworzyłam paczki myśląc:

"Nie zjem tego. To smakuje dokładnie tak, jak to z czego jest zrobione "

  Sama się dziwię, że dzięki skrupulatnemu czytaniu składu, udało mi się oduczyć jedzenia niezdrowych produktów, bez jakiegokolwiek poczucia straty. Teraz wieczorami wybieram inne przekąski, z warzyw albo z owoców. Moja ulubioną jest  jabłko pokrojone w półksiężyce:). 

PS: Na świecie jest tyle pysznych, zdrowych potraw, że naprawdę szkoda naszego żołądka na zapychanie się czymś co nie jest jednocześnie zdrowe jak i smaczne.

 

 

Idealna zupa na letnie upały.

Skład:

5 ogórków gruntowych

2 ugotowane jajka

2-3 średnie peczki botwinki

1 pęczek szczypiroku

1 pęczek koperku

5-6 rzodkiewek

1 papryczka chilli

2 starte ząbki czosnku

1 duży jogurt grecki

1 duży kefir

3 łyżki oliwy

sok z cytryny

sól i pieprz

 

A oto jak to zrobić:

1. Botwinkę (liście i małe buraczki) kroimy na drobne kawałki, wrzucamy do średniego garnka i dodajemy wodę, tak by całość była zalana (ok. 1 szklanki). Dodajemy 1/2 łyżeczki soli i  kilka kropli cytryny. Gotujemy ok. 20 minut na małym ogniu.

2. Pozostałe warzywa: ogórki, szczypiorek, rzodkiewkę, papryczkę chilli, koperek kroimy na drobne kawałki. Jajka gotujemy na twardo.

3. Po ugotowaniu wywar z botwinki chłodzimy. Jogurt z kefirem łączymy i dodajemy starty czosnek, doprawiamy solą i pieprzem a następnie łączymy z wywarem i oliwą. Na końcu dodajemy pokrojone warzywa i mieszamy. Przed podaniem warto schłodzić nasz chłodnik w lodówce, a ugotowane jajka pokorojone w ćwiartki, umieścić w miseczkach.

 

Bufki

    Trend na bufiaste rękawy i tzw. power shoulders zaczął się już kilka sezonów temu i z tego co widać, postanowił zostać na dłużej. Na ubrania z tego typu fasonem rękawów trzeba jednak uważać. Zbyt duże i rozszerzające się na boki bufy mogą bardzo obciążyć naszą sylwetkę, a myślę, że większości z nas raczej nie zależy na tym aby wglądać na większe:).

    Panie z szerokimi ramionami i wąskim biodrami muszą szczególnie uważać na bufki odstające na boki, z oczywistych względów podkreśli to dysproporcje. Natomiast panie mające figurę gruszki są stworzone do takiego fasonu. Wszelkiego rodzaju bufki czy poduszki w ramionach świetnie zrównają linię ramion i bioder – ALE nie możecie zapomnieć o podkreśleniu talii! W przeciwnym razie nie uzyskacie zadowalającego efektu.

   A skoro już mowa o talii, to dobrze skrojony żakiet czy bluzka z bufkami, stworzy iluzję dużo większego wcięcia w pasie(dokładnie o tyle o ile „poszerzycie” optycznie ramiona).

   To na co ja zwracam uwagę przy wybieraniu tego typu ubrań, to przede wszystkim to, aby bufki chociaż minimalnie najpierw odbijały do góry (wyciąga to cała sylwetkę), a nie smętnie zwisały wokół naszych ramion. 

    W swojej kolekcji mam kilka ubrań z takim rodzajem wykończenia rękawa i bardzo je sobie chwalę. 

Sukienkę z Topshopu już znacie, bez bufek byłaby zupełnie nijaka.

 

 

 

 

 

Tę marynarkę kupiłam w Bershce, bardzo dobrze mi służy.

Na ten rodzaj bufek trzeba uważać, marszczenia powodują, że wygląda się potężniej (sweter kupiony na przecenie w Mohito).