Goodbye summer

jumper / sweter – Łucja Wojtala

Follow my blog with bloglovin!

Czy lato było dla mnie beztroskie? Nie do końca:). Cieszę się, że udało mi się wyjechać do Włoch i chwycić trochę promieni słońca, których w Sopocie było tyle, co kot napłakał:). Od września ruszam z nowymi projektami, w październiku czeka mnie daleki wyjazd i w gruncie rzeczy bardzo cieszę się na wszystkie nowe wyzwania, które mnie czekają. Nie potrafię jednak przestać marzyć o kilku (albo i kilkunastu:)) dniach nicnierobienia na gorącym plażowym piasku…

Marynowana polędwica wieprzowa w sosie z miodu i chili w towarzystwie orecchiette z brokułami!

        Moja kuchenna biblioteczka powoli pęka w szwach, ale na kulinarną podróż przez Włochy zawsze znajdę miejsce. Zakupiłam więc następną książkę. ,,Apetyt na Italię" to kolejna pozycja na rynku, według której jedzenie jest nie tylko przyjemnym, ale również skutecznym sposobem odkrywania świata. Matthew Fort, brytyjski pisarz i krytyk kulinarny, rusza vespą śladem włoskich rarytasów. Podróż zaczyna w słonecznej Kalabrii, a kończy w Turynie. Południe zwiedza z czarującą Silvią, która wprowadza go w tajniki rodzimej kuchni. Neapol wita go tłumem turystów i zapachem prawdziwej pizzy. Po drodze poznaje ludzi, którzy o włoskiej kuchni wiedzą wszystko. Siegając po tę pozycję nie sposób nie skusić się na jeden z przepisów. Poniżej oto i on! 

Marynowana polędwica wieprzowa w sosie z miodu i chili

Skład:

8 plastrów polędwicy wieprzowej

sól morska

sok z 1 pomarańczy

200 ml oliwy z pierwszego tłoczenia

100 g miodu

5 g chili w porszku

A oto jak to zrobić:

1. Plastry polędwicy umieszczamy w naczyniu, pokrywamy solą i przykrywamy szmatką. Po kilku godzinach wieprzowinę opłukujemy  pod bieżącą wodą, wysuszamy i marynujemy w soku pomarańczowym, miodzie i oliwe z oliwek.

2. Piekarnik rozgrzewamy do temp. 180 stopni C i pieczemy mięso ok. 15-20 minut. Soki powstałe przy pieczeniu zlewamy na patelnię, dodajemy miód i chili. Przed podaniem, talerze polewamy powstałym sosem, a na nim kładziemy upieczone plastry wieprzowiny.

Orecchiette z brokułami

Skład:

240 g orecchiette

sól

2 łyżki oliwy z oliwek

1 ząbek czosnku, pocięty na plasterki

200 g brokułów podzielonych na małe różyczki

chili

ser ricotta

A oto jak to zrobić:

1. Orecchiette wrzucamy do osolonej, gotującej wody. Podczas gdy orecchiette się gotują, podgrzewamy oliwę z oliwek na patelni. Lekko podsmażamy czosnek, a gdy się zarumieni, dodajemy brokuły i smażymy, od czasu do czasu mieszając.

2. Orecchiette odsączamy, przekładamy na patelnię i delikatnie mieszamy z brokułami. Podajemy posypane szczyptą chili i serem ricotta.

FAQ – frequently asked questions

Dzisiaj mam dla Was coś nowego! :) Ponieważ w komentarzach pojawia się mnóstwo pytań na temat bloga i rzeczy z nim związanych postanowiłam przygotować osobny post, w którym odpowiem na te najczęściej zadawane. Podzieliłam pytania ze względu na tematykę, której dotyczą:). W tym poście znajdziecie kilka informacji o mnie oraz o genezie mojej strony, a w następnych (pojawią się gdy tylko uzbieram wystarczjącą ilość Waszych pytań:)) jak wygląda moja praca nad blogiem oraz informacje dotyczące fotografii:).

Informacje o mnie:

1. Ile mam lat? Skąd pochodzę?

Urodziłam się 16 października w 1987 roku w Gdańsku.  Od urodzenia mieszkam w Trójmieście i nie zamieniłabym tego miejsca na żadne inne:). Od czasu założenia bloga jestem jednak często w rozjazdach, co ma oczywiście swoje plusy i minusy.

2. Gdzie mieszkam? Czy mieszkam z rodzicami?

Na stałe mieszkam w Trójmieście, w mieszkaniu moich rodziców. Od poniedziałku do piątku są oni jednak nieobecni:). Tata razem z mamą przebywają w tym czasie w Warszawie. Można więc śmiało powiedzieć, że poza weekendami mieszkam tylko z kotem:). 

3. Jaką skończyłam szkołę? Czy nadal się uczę? Co myślę o kierunku studiów, który ukończyłam?

Jestem magistrem psychologii ogólnej, ukończyłam także kurs pedagogiczny dający uprawnienia do pracy z dziećmi. Obecnie kształcę się dalej w nurcie psychoterapii skoncentrowanej na rozwiązaniu. Podyplomowo studiuję też seksuologie. Jestem bardzo zadowolona z kierunku studiów, który wybrałam po maturze i wiążę z nim swoją dalszą przyszłość:). 

4. Gdzie pracowałam? 

Swoje pierwsze zatrudnienie znalazłam w sklepie z ubraniami w wieku 15 lat, w którym pracowałam łącznie przez 7 lat. Gdy stałam się pełnoletnia, na okres wakacji mogłam się przebranżowić  (osoby niepełnoletnie nie mogą pracować w miejscu gdzie sprzedawany jest alkohol) i ku przerażeniu moich rodziców zaczęłam pracę w smażalni ryb:). W czasie liceum pracowałam także jako hostessa na turniejach tenisowych. Na pierwszym roku studiów zaproponowano mi naprawdę dobrze płatną pracę polegającą na tańczeniu, kóra jednak nie trwała zbyt długo:). Po ostatnim odcinku TZG wróciłam do Sopotu, a jednocześnie do mojej starej pracy w sklepie:). Pod koniec czwartego roku studiów, zaczęłam mieć więcej wolnego czasu. Postanowiłam więc poszukać czegoś poza pracą ekspedientki w sklepie. Szybko znalazłam posadę jako opiekunka do dzieci (konkretnie jako opiekunka jednego małego szkraba:)). Wtedy też wpadłam na pomysł założenia bloga o modzie…:) 

5. Co robię teraz? Czy blog to moja praca?

Z początku udawało mi się łączyć zarówno blogowanie, pracę w sklepie, jako opiekunka oraz pisanie pracy magisterskiej, ale pomimo pomocy bliskich mi osób (Zosi, mamy czy mojego chłopaka) musiałam w końcu z czegoś zrezygnować.  Gdy blog zaczął przynosić dochody problem sam się rozwiązał. Od września 2011 roku mój zawód to prowadzenie bloga, z wszystkimi obowiązkami i przyjemnościami z tym związanymi:) Nie jest to jednak moje jedyne źródło utrzymania:).

6. Jak wygląda mój dzień?

Każdy inaczej:). Jeśli mam zajęcia na uczelni sprawa jest prosta – od 8.00 do 18.00 próbuję przyswoić wiedzę:). W dniu, w którym nie zaplanowałam zdjęć (ze względu na beznadziejną pogodę, strój nieróżniący się niczym specjalnym od tych przedstawionych wcześniej lub kompletnym brakiem weny twórczej) zajmuję się tą mniej przyjemną częścią blogowania: odpisywaniem na maile od reklamodawców (dziennie przychodzi ich ponad 100:/), przygotwywaniem umów i harmonogramów reklam, prowadzeniem rachunkowości, zatwierdzaniem komentarzy, obróbką zdjęć czy pisaniem postów. Dwa razy w miesiącu muszę też przygotować stylizację i zrealizować zdjęcia do magazynu Flesz, w którym mam swoją rubrykę. W związku z licznymi projektami, którymi się teraz zajmuję często uczestniczę w spotkaniach. Informacje dotyczące zdjęć znajdą się w osobnym dziale:).

Czy ktoś widział moją torebkę? Jeszcze przed chwilą miałam ją na prawej ręce.

7. Co lubię robić w wolnym czasie?

Gdybyście spytali mnie o to rok temu, to z całą pewnością odpowiedziałabym, że z wielką przyjemnością zajmuję się prowadzeniem bloga:). Teraz natomiast, jeśli faktycznie zdarza się, że nie robię niczego związanego z blogiem, to staram się odpoczywać i spędzać czas z bliskimi. Jestem nieuleczalnym kinomaniakiem i nie wyobrażam sobie przyjemniejszego wieczoru, niż oglądanie filmu na kanapie (koniecznie z kimś)  i zajadanie się kupionym na wynos, ulubionym, meksykańskim jedzeniem:). Uwielbiam też spotkania z moimi koleżankami – dzielenie się z nimi problemami i śmiesznymi anegdotami, to najlepszy sposób na poprawę nastroju:).

8. Czy uprawiam jakieś sporty?

Od czterech lat biegam co drugi dzień. Nie mam jednak ambicji, aby zostać maratończykiem. Mój powolny trucht trwa maksymalnie 15 minut:). Nieprzypadkowo narzuciłam sobie taki rytuał w chwili, gdy na drugim roku studiów poszłam na swoją ostatnią lekcję wychowania fizycznego:). Od dziecka starałam się coś ćwiczyć (albo raczej moi rodzice starali się, abym coś ćwiczyła:)). Najpierw uczęszczałam na lekcje baletu, później gimnastyki artystycznej, w między czasie trenowałam jazdę konną i tenis (którego nigdy nie lubiłam – rakieta wydawała mi się zdecydowanie za ciężka, a w trakcie serwisu piłka zamiast za siatkę, trafiała zawsze prosto w mój nos). W podstawówce nie znosiłam gier zespołowych. Łączę się więc w bólu z wszystkimi osobami, wybieranymi jako ostatnie do gry w "dwa ognie"…

8. Ile mam wzrostu i ile ważę?

Nie należę do dryblasów:). Mam 160 cm wzrostu (jeśli wyciągnę szyję najmocniej jak potrafię, to przy małym zaokrągleniu mój wzrost dochodzi do 162 cm). Bez żartów – bardzo lubię swój wzrost, a od pewnego czasu zaczęłam go traktować nawet jako zaletę:). 

Moja waga odkąd skończyłam 15 lat waha się między 45 a 50 kg (wszystko zależy od tego czy mamy okres przedświąteczny, czy poświąteczny :D). Na tę chwilę myślę, że ważę 47 kg, ale głowy za tę informację uciąć sobie nie dam, bo w gruncie rzeczy dawno się nie ważyłam :).

Nie stosuję żadnej diety, ale staram się jeść z głową. Od września chciałabym, aby na blogu pojawiło się więcej postów dotyczących zasad zdrowego odżywiania, bo wiem, że ten temat interesuje wiele z Was:).

9. Jakiej rasy jest mój kot? Jak się nazywa?

Moja kotka jest persem. Ma już 10 lat i wabi się Pępuszka. Jesteśmy nierozłączne:).

10. Jak ubieram się na co dzień? Czy często chodzę na wysokich obcasach?

Zdjęcia swoich stylizacji staram się realizować wtedy, kiedy mój strój wydaje mi się oryginalny i przedstawia coś innego niż to, co wcześniej mogliście obejrzeć na blogu. Ubrania dobieram uwzględniając plan danego dnia. Jeśli wiem, że będę w ruchu i będzie mi zależeć na wygodzie, to pewnie wyglądam mniej więcej tak:

albo tak

Szpilki i kobiece fasony to jednak to co lubię najbardziej, więc jeśli wiem, że danego dnia nie będę musiała przejść 10 km, ani dźwigać ze sobą ośmio i pół kilowego sprzętu fotograficznego to raczej stawiam na takie stroje:

11. Kto, według mnie zasługuje na miano ikony stylu?

Jest wiele takich osób, ale pierwsza, która nasuwa mi się na myśl to oczywiście Audrey Hepburn. Jeśli chodzi o współczesne fashionistki to bardzo podoba mi się styli Olivii Palermo. W ostatnim czasie wpadły mi też w oko klasyczne stylizacje Mirandy Kerr. 

12. Jakie są moje plany na przyszłość?

O tych prywatnych staram się nie rozpowiadać, ale o zawodowych chętnie Was poinformuję:). Chciałabym nadal prowadzić blog – zgadzam się na realizowanie tylko takich projektów, których prowadzenie nie koliduje z tworzeniem postów i zarządzaniem strony. Jesienią pojawią się na stronie małe zmiany (bez obaw – treści i postów będzie więcej, a nie mniej:)), a może nawet nowa osoba?:)

 

Shopping!

Uwielbiam chodzić na zakupy, gdy w sklepach są jeszcze przeceny, ale na niektórych wieszakach wiszą już modele z nowych kolekcji. W ostatnim tygodniu udało mi się wybrać do galerii handlowej dwa razy i skrupulatnie poprzymierzałam interesujące mnie rzeczy. Na zakupy wybieram się najczęściej sama, ale jeśli już decyduję się na zakup czegokolwiek, to wyciągam na zakupy mamę albo koleżankę i konsultuję swoją decyzję z życzliwą mi osobą. 

Zdarzają się jednak sytuacje, w których decyzję trzeba podjąć szybko. Jeśli na stanie w sklepie został już tylko jeden "idealny" sweter w naszym rozmiarze, a inna klientka już łypie na niego okiem to odłożenie go na miejsce może wzbudzić w nas małe poddenerwowanie:). 

Dla wszystkich z Was, którym ciężko jest podjąć decyzję samodzielnie polecam darmową aplikację na smartfony Lookmash. Na podanej stronie możecie ściągnąć aplikację na telefon, dzięki której natychmiast po wykonaniu zdjęcia stroju otrzymacie informacje zwrotną na jego temat. Mam nadzieję, że ułatwi to Wam podejmowanie decyzji na zakupach :).

A wracając do moich zakupów – na buszowanie po sklepach wybieram rzeczy wygodne. Na powyższych zdjęciach mam na sobie sweter z Zary (łup z zeszłorocznych przecen za jedyne 29 zł:)) oraz jeansy z Cubusa i baletki z H&M.

Wpadła mi w oko ta kwadratowa torebka, ale póki co nie mam jej jeszcze w swojej kolekcji.

Na zdjęciach poniżej widzicie marynarkę, którą upatrzyłam w Mohito. 

To strój z drugiego wypadu na zakupy – dla odmiany bardziej elegancki:). Bluzka i spódnica pochodzą z przeceny w Zarze (bluzka – 29 zł, spódnica 79 zł). Torebka to jeden z lepszych zakupów ostatnich tygodni. Wygląda naprawdę pięknie a kosztowała tylko 39 zł (Mohito – tegoroczna przecena).

Znalazłam też świetny sweter w sklepie, do którego wchodzę zwykle tylko ze względu na mamę :) (Wallis).

Jak Wam się podobają buty wyglądające, jak krótkie kozaki do jazdy konnej? Oszalałam na ich punkcie, ale wciąż nie jestem pewna czy ten zakup nie okaże się pomyłką.

Kobaltową sukienkę znalazłam w H&M i chyba po nią wrócę, jeśli jeszcze nikt mnie nie ubiegł i nie wykupił mojego rozmiaru:)

Black and white

jacket / ramoneska – Mohito

trousers an sweater / spodnie i sweter – Cubus

bag and sunglasses / torebka i okulary – Zara

shoes / buty – New Look

Czy macie w swojej kolekcji melanżowy sweter? Ten czarnobiały to mój nowy nabytek:). Sprawdza się świetnie. Podobnie jak ramoneska z delikatną baskinką (podkreśla talię). Staram się wybierać na bloga te stroje, które chociaż trochę różnią się od siebie. Być może, dzisiejsza stylizacja nie pokazuje niczego innowacyjnego, ale nic nie poradzę na to, że najczęściej wybieram stroje podobne do tego, który możecie oglądać na zdjęciach :). Uwielbiam połączenie czerni i bieli – jest proste, schludne, a na dodatek zawsze modne:). 

Follow my blog with bloglovin!

Rhombus sweater

Should we blindly follow trends which we don’t even particularly like? Let’s not force ourselves into anything. Lots of you didn’t really go for my Resort 2013 looks and I think I know where you’re coming from there even though I’m a real fan of them! We all have our own style and we shouldn’t feel pressured into changing it every time a new trend appears – that just won’t work out. If we don’t squeal with joy at the sight of white shoes, let’s not buy them just because they happen to be “fashionable” (but, as you can see, I was squealing!). The devil isn’t as black as he’s painted, as they say, and today’s outfit is one such example: futuristic and abstract fashion coffee-table books could just be a source of inspiration and we don’t have to take them too seriously :)

watch / zegarek – Cheapo

sweater and shoes / sweter i buty – asos

trousers and sunglasses / spodnie i okulary – Zara

Follow my blog with bloglovin!

Czy ujarzmiać trendy, które nie do końca nas przekonują? Nie róbmy nic na siłę. Wiele z Was nie przekonało się do zaprezentowanych przeze mnie looków z kolekcji Resort 2013 i doskonale to rozumiem (chociaż ja jestem jak najbardziej za!). Każdy z nas ma inny styl i nie powinnyśmy zmieniać go, wraz z pojawieniem się nowych trendów, bo nic by z niego nie zostało:). Jeśli nie piszczymy z zachwytu na widok białych butów, to nie kupujmy ich tylko dlatego, że są modne (jak widzicie – ja piszczałam:)). Dzisiejszy strój dnia to przykład na to, że "nie taki diabeł straszny", a futurystyczne i abstrakcyjne lookbooki domów mody mogą być dla nas tylko inspiracją i nie musimy ich brać aż tak serio:).